• Do you follow me, capisci? I


    Try to remove the language from your head, all sounds and signs you use every day. What is left there? I ‘m trying to do this now, at the moment between pressing keys dipper into my keyboard. Is there anything left or just a void, I’m not sure. Sort of sense still exists, I can feel, I feel the edge of my desk sticking into my arms, touch of the keys, I can hear my tireless neighbour drilling. The language isn’t easy to delete. Probably we do understand something in our prenatal life, probably you can hear something in the abyss filled with tissue and liquids, sound and vibrations of mother’s voice must reach us for sure, some words might mean something already there. Most of the people in my country are born in a single language environment, our language mastered is natural like breathing, skilful climbing a bumpy steep path, that’s how it is. My native language isn’t too popular, knowing this language you can communicate with 48 mln people around the world, most of them will go mad with joy that you speak humanly. It is considered to be difficult with all declinations, conjugations, suffixes even diminutives and something opposite to them, rustling pronounciation. It took me one and a half year to capture its basics enabling communication, I was mastering writing and reading during six months few years later. Whole job took me 2 years. It wasn’t that easy with any other.


    English nowadays isn’t a foreign language anymore, this is a useful tool of communication all over the world. I know this language to a degree enabling an easy utilisation, reading, writing, speaking and understanding speech. My English is contaminated with my native grammar and accent of course. I haven’t been able to understand the purpose of using Present Perfect tense and other more complex ones for ages though I try to use it as a sort of celebration, for example here now. Prepositions: the, a, an are completely useless for me, well I put them in random places sometimes and that’s it. Several generations of my fellow countrymen had been „encouraged” to learn Russian with a trully miserable effect although my high school teacher worked a miracle and I can read, understand and put together words in correct statements even now, years after graduation, I can even write something if it is required. I tried to master Italian because of fascination with sound of this language, I would like to be able to read original version of books by Oriana Fallaci but I haven’t achieved a level sufficient to do so. French because it was a whim of mine or maybe because I used to work with the French, unfortunately they learn my language quickly and French isn’t necessary anymore. I can read instructions on basic products labels, I can’t say anything more than deux(trois etc) billetes s’il vous plait and obligatory bonjour. There was also a German attempt, I can understand speech a little, I can say something, sort of simple commands consisting of 3 words, I can read a little, not too much. I can’t miss my Latin episode, 4 years at my high school. I’m able to understand some Latin maxim carved in a stone like hinc omnia, omnes tres perfectum, is fecit, cui prodest and I can still recite a line: peras Jupiter imposuit nubis duas, propriis repletam vitiis post tegum dedit…
    Why do I still remember this line, why does my brain keep this in a front part of its disk? That’s mysterious. Was there anything more? Oh yes a single visit at a university Spanish course, I remember only alluring Native American visage of my teacher who would look dignified in a headdress with feathers, his hair was long and dark. My “knowledge” of Spanish is illustrated perfectly by a song which was popular a few years ago, some random Spanish words were shouted out, I was keen on this song and its funny lyrics I could do the same: tequila, salsa, amigo, guacamole, empanada, jalapenio, mucias gracias, macho, seniorita, uno, dos, tres, tortilla, maniana, costa del sol, sombrero! A real fiesta, how to stop attraction towards Latinos?


    Speaking the language in a country filled with its native speakers and creators I consider as a great pleasure even if your knowledge is sufficient only to make a small talk with a shop assistant in order to buy a cookie or ask a receptionist for keys to a hotel room. The skill of conducting a complex conversation with the locals let you feel the power. You can also play trick on them especially when you look exotic and they are sure you don’t know a single word. I’m fascinated with Far East languages now. I’ve already entered a suitable course of Japanese; sort of social entertainment is my aim to be true. If ever a crazy idea of learning my language comes to your mind (not only mine language, remember this language belongs to 48 million people, 38 are here in my country) I warn you as most of
    other languages it has formal, informal and slang version. I catch
    differences in a moment you might be in a trouble and get into some
    funny situations when you understand nothing or say something bizarre.
    Don’t worry, nobody will feel offended, but forgive me, learning my
    language to a degree of proficiency that none of my fellow countrymen
    hear that you were born abroad is very difficult. As a foreigner you’ll
    be treated kindly, rather with delight that you manage to say something.
    By the way, in the matter of pronunciation there are some nations who
    operate with one’s speech apparatus in a similar way, their perspectives
    are better.

    Translators are excellent but utilizing own divine embodied abilities is way better (about sky better – being literal in my language)


    Music illustration is my language in the most beautiful form of a poetic tale, what a pleasure to understand the lyrics!


    Wilajezi

    X 2020

    measerable vs miserable XD


    To be continued

    and my native version

    Rozumiesz, kapujesz, jarzysz?

    Spróbuj z głowy usunąć język, dźwięki i znaki, którymi na co dzień
    się posługujesz. Co tam zostanie? Próbuję teraz między wklepywaniem
    kolejnych klawiszy w głąb klawiatury. Czy coś tam jeszcze jest czy już
    zupełna pustka, tak do końca nie wiem. Z pewnością zostało czucie, czuję
    krawędź biurka wbijającą się w moje ręce, dotyk klawiszy, słyszę
    wiercenie, to mój niezmordowany sąsiad. Nie jest łatwo pozbyć się
    języka, słów. Zapewne rozumiemy już w życiu prenatalnym, pewnie coś tam słychać w głębinach tkanek i płynów, z całą pewnością przenika tam dźwięk i wibracje głosu naszej matki, pewne słowa mogą już wtedy coś dla nas znaczyć. W moim kraju większość ludzi rodzi się w środowisku
    jednego języka. Opanowany, jest naturalny niczym oddychanie czy sprawne
    chodzenie po wyboistej stromej ścieżce, tak już jest. Mój natywny język
    nie jest przesadnie popularny, znając ten język możesz porozmawiać sobie
    swobodnie z 48mln ludzi na świecie, większość z nich będzie szaleć
    z radości, że odzywasz się do nich po ludzku. Uchodzi za trudny
    ze swoimi deklinacjami i koniugacjami, przyrostkami, zdrobnieniami
    i zgrubieniami, szeleszczącą wymową. Opanowanie jego zasad
    umożliwiających podstawową i sprawną komunikację zajęło mi półtora roku,
    pisanie i czytanie doskonaliłam kilka lat później w 6 miesięcy. Całe
    zadanie zajęło mi 2 lata. Z żadnym innym nie poszło już tak łatwo.


    Angielski w dzisiejszych czasach w zasadzie nie jest językiem obcym, to
    powszechny język komunikacji na świecie, znam go w stopniu
    umożliwiającym swobodne użytkowanie, czytanie, pisanie, mówienie,
    rozumienie ze słuchu. Oczywiście mój angielski z pewnością skażony jest
    moją natywną gramatyką i wymową. Od lat nie mogę zrozumieć sensu
    istnienia czasu Present Perfect choć od święta próbuję go używać
    np. dziś tutaj przed chwilą i wielu innych bardziej złożonych, przedimki
    the, a, an są mi zupełnie niepotrzebne, cóż trudno czasem gdzieś je
    losowo wstawiam i tyle. Przez całe lata pokolenia moich rodaków były
    „zachęcane” do nauki języka rosyjskiego z naprawdę miernym efektem, choć moja licealna nauczycielka dokonała cudu, czytam, rozumiem i potrafię złożyć zrozumiałą wypowiedź w tym języku do dziś a licealistką byłam ho, ho, ho a może i dalej a nawet coś napiszę jeśli będzie taka konieczność. Włoski próbowałam opanować z sympatii do melodii tego języka, poczytałabym też Orianę Fallaci w oryginale, jednak nie osiągnęłam
    poziomu, który taką przyjemność by mi umożliwił. Francuski bo miałam
    taki kaprys a może dlatego, że pracowałam z Francuzami, niestety szybko
    uczą się mojego języka i chętnie tu mieszkają a francuski przestaje być
    potrzebny. Teraz mogę poczytać ulotki na podstawowych produktach, nie
    powiem nic prócz deux(trois etc) billetes s’il vous plait
    i obowiązkowego bonjour. Była jeszcze próba z niemieckim, trochę
    ze słuchu zrozumiem, coś nawet powiem jakąś prostą komendę z 3 słów
    na krzyż i coś tam przeczytam, nie za dużo. A… jeszcze epizod łaciński 4
    lata w liceum, jestem w stanie zrozumieć czasem łacińską sentencję,
    np. wyrytą gdzieś w kamieniu jak np. hinc omnia, omnes tres perfectum,
    is fecit, cui prodest czy wyrecytować wierszyk: peras Jupiter imposuit
    nubis duas, propriis repletam vitiis post tegum dedit… dlaczego ja to
    ciągle pamiętam, dlaczego mój mózg trzyma to na dysku na wierzchu, to
    zagadkowe. Czy jeszcze coś… ach tak jednorazowa wizyta na lektoracie
    z hiszpańskiego, z której pamiętam powabne, indiańskie oblicze lektora,
    prezentowałby się dostojnie w pióropuszu, miał długie ciemne włosy.
    Moją „znajomość” hiszpańskiego doskonale oddaje pewna modna kilka lat
    temu piosenka, w której wykrzykiwano przypadkowe słowa w tym języku,
    przepadałam za nią, ja też tak bym mogła: tequila, salsa, amigo,
    guacamole, empanada, jalapenio, mucias gracias, macho, seniorita, uno,
    dos, tres, tortilla, maniana, costa del sol, sombrero! Istna fiesta, jak
    tu nie mieć słabości do Latynosów.


    Operowanie językiem obcym w kraju wypełnionym jego natywnymi użytkownikami i twórcami uważam za wielką przyjemność nawet jeśli wiedzy wystarczy tylko na wymianę kilku słów z ekspedientką celem zakupu ciastka czy poproszenie o klucze recepcjonistę w hotelu. Prawdziwą moc pozwala poczuć możliwość przeprowadzenia złożonej rozmowy z miejscowymi. Znając ich język można pozwolić sobie na robienie psikusów zwłaszcza jeśli różnisz się urodą od tubylców a oni się zupełnie nie spodziewają, że cokolwiek rozumiesz. Teraz fascynują mnie języki Dalekiego Wschodu. Zapisałam się na stosowny kurs japońskiego, w celach nazwijmy to towarzysko-rozrywkowych. Jeśli kiedykolwiek przyszedłby Ci do głowy szalony pomysł opanowania mojego języka (nie tylko mojego, przypominam to własność 48mln ludzi, tu na miejscu w moim kraju podobno jest 38mln)
    to ostrzegam jak większość języków ma swoją odmianę potoczną, formalną
    i wulgarną. Ja wychwycę różnice natychmiast, ty możesz mieć z tym
    problemy i wynikną z tego zabawne sytuacje, nikt się raczej nie obrazi,
    bo wybacz ale nauczenie się mojego języka tak aby nikt z moich nie
    usłyszał, że urodziłeś się w innym miejscu jest bardzo trudne.
    Podkreślam, jako obcokrajowiec będziesz mieć taryfę ulgową i zachwyt
    miejscowych, że w ogóle coś mówisz. W kwestii wymowy, są pewne nacje,
    których aparat mowy układa się do artykułowania dźwięków w sposób
    zbliżony, ci będą mieli łatwiej.


    Translatory są super, jednak korzystanie z własnych wbudowanych boskich możliwości jest o niebo lepsze.


    Ilustracja muzyczna to mój język w najpiękniejszej postaci poetyckiej opowieści, jak przyjemnie rozumieć tekst!


    Wilajezi


    X 2020

    CDN

Wilajezi