• SZTUKA

    Postanowiłam udać się na przesłuchania II etapu Konkursu Chopinowskiego. Chwalę się tym faktem już po raz drugi. Okazja raz na 5 lat, nie wiem co będzie za kolejne 5 chociaż mam swoje plany dla świata, które spisałam jak i inni, moje uważam za lepsze i godne realizacji. Przy okazji wszystkich zachęcam do tego typu planistycznych działań. W tym roku skorzystałam z wyjątkowych warunków jakie zawdzięczam wszelakim odmianom koronawirusów, można było kupić bilety bo do Wawki nie zlecieli się zajadli wielbiciele sztuki pianistycznej z ludnej Azji i innych kontynentów. Udałam się wieczorem do kasy, w holu filharmonii byłam sama, nabyłam 2 bilety i już, podobna próba 6 lat temu (powinno być 5 ale 2020 okazał się bardziej przestępny niż inne i jemu też muszę poświęcić kilka słów) skończyła się oglądaniem zakręconej, wielojęzycznej kolejki wylewającej się z gmachu, żadnych szans na kontakt ze sztuką. Po co komu kontakt ze sztuką? Właśnie poszłam to sprawdzić. Zaznaczam; nie jestem żadnym melomanem, na niczym nie gram, chociaż posłuchać harmonijnie poskładanych dźwięków lubię, za barwą fortepianową nie przepadam, kocham wibrację klawesynu. Udałam się na koncert również celem sprawdzenia czy słyszę jakiekolwiek różnice w interpretacji pianistów, jeśli tak to jak wyraźnie i czy jury będzie podzielało moje zdanie na temat ich kunsztu.

    Filharmonia wyznaczyła mi genialne miejsce na balkonie z jury na wyciągnięcie ręki i znakomitym widokiem na pianistę w oddali. W programie występ Azjaty1, Azjaty2, rodaka, reprezentanta Europy i kolejnego tym razem kanadyjskiego Azjaty. Konkurs to konkurs, musi być ocena i klasyfikacja. Miałam bilet, znalazł się i pisak w torebce, po pierwszym przesłuchaniu, odegranym poprawnie nakreśliłam belkę startową na bilecie, dobrze ale szału nie ma jak dla mnie. Po drugiej prezentacji wiedziałam już, że słyszę, moim zdaniem było: znacznie, znacznie gorzej, zwłaszcza fragmenty liryczne wypadały bardzo nienaturalnie i szorstko, więcej energii miały części dynamiczne, druga belka znalazła się dużo niżej. Nie pamiętam czy nastąpiła wymiana fortepianów, przy klawiaturze usiadł nasz i zapomniałam o ocenianiu, porównywaniu, że jestem w idiotycznym miejscu (obok siedziała babka w masce i przyłbicy, wokół same potwory bez twarzy nie wyłączając mnie), zapomniałam o wszystkim, mój mózg był w fazie zupełnego zachwytu, nie mam pojęcia jakie ośrodki są wtedy aktywne ani co się wydziela, to uczucie jest pełne błogości, sytości i zapomnienia (o wszelkich uwierających zjawiskach w tym gumkach na uszach) to było piękne, tak musi działać sztuka. Ocknęłam się z tego stanu nieco później niż wybrzmiały ostatnie dźwięki, jury było ożywione, zaznaczyłam trzecią belkę bardzo wysoko, na krawędzi biletu. Czwarty występ zirytował mnie znacznym stopniem egzaltacji w brzmieniu, piąty był lepszy choć psuły go bardzo słabe momenty, znów ta miękka poetyckość była trudna do osiągnięcia przez sprawną pianistyczną maszynę pochodzącą z Azji. Obie belki wyżej od 2 pierwszych (ze wskazaniem na sprawnego Azjatę) jednak znacznie niżej niż przyznana pianiście, który wprawił mnie w ów błogi nastrój zapomnienia pod wpływem sztuki. U mnie tego dnia do rundy 3 awansowałby jeden pianista, dla dobra konkursu zakwalifikowałabym troje, jak się okazało moje zdanie było zgodne z werdyktem jury jedynie na poziomie kwalifikacji do etapu III. Mój faworyt nie otrzymał żadnej nagrody, (oprócz mojej w postaci nieprzerwanego zachwytu i bujania w obłokach dźwięków) nie znalazł się w finale.

    Po "eksperymencie" wiem, że słyszę różnice i mogę zastanawiać się dalej po co komu sztuka.

    cdn?

Wilajezi