Azjaci, nie wiem kiedy zadomowili się w mojej mazowieckiej świadomości, teraz to ją zalewają jak tsunami (つなみ*). W moim domu jest nawet pojemnik z pałeczkami do jedzenia, jednorazówki i wielorazowe ładnie uformowane, co więcej nie tylko tam stoją, one są u ż y w a n e i to całkiem często. Mam go od 5lat, chyba. To nie będzie usystematyzowana opowieść, to będą jakieś poszarpane fragmenty, które doprowadziły do tego, że widzę odrębność Korei, Chin, Japonii i Wietnamu, resztę niniejszym przepraszam, bo nie kojarzę, nie znam ludzi, dlaczego, pewnie są jakieś powody.
Czas najwyższy przytoczyć internetową formułkę: to co tu sobie piszę to moje obserwacje, moje opinie, których celem, być może czasem, będzie urażenie kogoś, choć nie sądzę aby tym razem.
Mylenie tych 3 konkretnych azjatyckich nacji (zamieszkujących Półwysep Koreański, Wyspy Japońskie i dużą cześć kontynentalnej Azji) to jak nierozróżnianie Polaków, Niemców i Rosjan. Mają na koncie podobne zatargi, porównywalny stopień oporu i agresji. Przy czym Koreańczykom przypisałabym zdecydowanie rolę zbliżoną do Polaków. Do niedawna nikt ich nie odróżniał, byli sobie na swoim półwyspie w absolutnym zapomnieniu, jednak dzięki mocy kultury, Korea od pewnego czasu stała się rozpoznawalną marką. Kim są Wietnamczycy ze skraju Półwyspu Indochińskiego, dla mnie to ktoś taki jak Finowie i Węgrzy, nieco osamotnieni i na uboczu, ciągle pojawia się jakiś agresor, który uważa, że będą łatwym kąskiem i w końcu łamie sobie na nich zęby.
Pierwszy konkret to liczebność krajów (uwaga z mojej głowy, będę to sprawdzać)
Chiny 1 350 000 000 i ileś tam nierejestrowanych obywateli,
Japonia 120 000 000 więcej ? bo mniej chyba nie,
Korea jakieś 50 000 000 na południu i 20 000 000 na północy,
Wietnam przynajmniej 80 000 000 o ile mnie pamięć nie myli,
czyli wszędzie całkiem sporo w relacji do państw europejskich, z niewyobrażalnie wielkim liderem, który jest jak 10 wielkich państw, 35 średnich jak moje i 1000 ! malutkich w typie Estonii, która też ma moc i charakter. To tysiąc to muszę z 10 razy sprawdzić bo oczom nie wierzę, 100 czy 1000... przez ile należy pomnożyć 1 350 000 aby uzyskać 1 350 000 000, bo przecież nie 100. Tak Chiny to 1000 Estonii.
W/w dane ludnościowe do sprawdzenia.
Pierwszy sygnał o istnieniu Azjatów dotarł do mnie z amerykańskich filmów wojennych, w których byli oni "żółtkami" (to słowo lektor powtarzał do znudzenia) i strzelało się do nich jak do fantów na strzelnicy, im więcej trafień tym lepiej. Byli jak identyczne figurki, nieco bez wyrazu, drobne, ruchliwe biegające po parnych gęstwinach. Ten obraz nie utrwalił się na długo, raptem do 1982r, w którym nastąpiło "Wejście smoka", Azja ujawniła mi swój powab, odwagę, sprawność, inteligencję i wygodne kapcioszki (jak balerinki) za pomocą jednego człowieka z tylu milionów czyli Bruce'a Lee. Wystarczyło kilka minut projekcji i Azjaci przestali być żółtkami bez wyrazu, stali się dla mnie kimś. Jak podpowiada mi Internet, do Polski smok wszedł po 9 latach, film miał premierę 1973r. Tytuł proroczy to było prawdziwe, spektakularne wejście przez piękne wrota do reszty świata, do umysłów ludzi. Jakież proste, skuteczne, bez kropli krwi (pomijając tą na ekranie), potem wylało się sporo potu, bo każdy chciał być jak Bruce Lee. Czy produkcja tego filmu ma drugie dno, jakąś intencję, czy tak po prostu wyszło, podejrzliwa mazowiecka natura daje o sobie znać. W mojej głowie powstał obraz skośnookiego Azjaty, uogólniony, ale pociągający. Co działo się dalej, ano nic specjalnego przez długie lata, używałam sobie tzw. "chińskich" pachnących gumek, plastikowych piórników ozdobionych wizerunkami postaci o wielkich oczach i odlewanych temperówek w najróżniejszych kształtach, przy czym słowo "chiński" można mi było bez problemu zastąpić wyrażeniem "azjatycki" czy jakiś tam inny, nie zauważyłabym różnicy. Ach była jeszcze ONA, jak z piosenki, przepiękna aż strach, TOYOTA znajomego. Ów znajomy mojego taty miał gest pożyczał (!) mu czasem ten samochód do cruzowania po mieście. Tata sadzał mnie na przednim siedzeniu i czułam się no jak kto, jasne, że jak królowa, cesarzowa i caryca w jednym. Nie wiem czy istnieje obecnie jakikolwiek wehikuł, którym przejazd po mieście zapewniłby mi takie wrażenia, chyba nie. (Przy okazji szukając pisowni naszego nowego czasownika kruzowanie czy cruzowanie czy cruisowanie natknęłam się na filmik "Cruzowanie po Piaseczussets") Dygresja, zostaje, Toyota była japońska, luksusowa przy czym owo "japońska" też nie było ważne była skądś tam w Azji. Jednak to Japonia zaczęła bardziej wyróżniać się w mojej głowie za sprawą książki wydanej w połowie lat osiemdziesiątych, która przypomina treścią dzisiejsze jutubowe wynurzenia tych zza Buga o odkrywaniu specyfiki życia przed Bugiem. Długo, długo nic, mijają sobie lata 90 i pojawia się Wietnam ze swoimi "chińskimi budkami" z ulicznym jedzeniem na wynos.
cdn, coś kroi się długo, trudno będzie długo, nic na to nie poradzę. Właśnie przypomniała mi się Mongolia, jestem coś winna the Hu. Dane o liczbie ludności pixoko wporzo, Wietnam już bliżej setki i Japonia trochę liczniejsza w Koreach niewielkie przesunięcia, ogółem mniej więcej tyle. Chiny pewnie sami Chińczycy nie wiedzą ilu ich jest. Na tym tle rozległa terytorialnie Mongolia to ewenement ze swoimi 3 milionami mieszkańców, jednak wystarczy kilku facetów z the Hu aby zyskać mocny, męski charakter.
* Japończycy z pewnością tak nie zapisują tego wyrazu, zapis tego języka jest nieprawdopodobnie ekscentryczny, era cyfrowa jeszcze bardziej wszystko zagmatwała, jak wezmę się za tajniki japońskiego pisma w tym wpisie, to go nie skończę musi być oddzielny.
Pismo, dobra eksportowe - kultura, tradycyjne stroje, uroda, warunki zamieszkania, religia, relacje, zwyczaje nie do przyjęcia i do przejęcia o tym ma być dalej.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Na czym to skończyłam, na poznawaniu prawdziwych Azjatów. Jest duże prawdopodobieństwo, że pierwszym spotkanym przeze mnie na ulicy Azjatą był Wietnamczyk, pewnie wtedy określiłabym go mianem "jakiś Chińczyk", to przypadkowe spotkanie musiało nastąpić na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. W roku 90 otwierającym dekadę nieprawdopodobnych zmian nad Wisłą, znalazłam się po raz pierwszy na uczelni, na roku było 2 Wietnamczyków. Zapamiętałam ich jako drobne, podobne figurki, nieśmiało uśmiechające się, z pewnymi trudnościami w komunikacji werbalnej. Nie studiowałam tego kierunku zbyt długo, może później nabraliby więcej charakteru w moich oczach. Dzięki zmianom i podczepieniu terytorium nad Wisłą do innej strefy wpływów, możliwe były dłuższe wycieczki w niedostępne wcześniej rejony. Siła zewnętrznych prądów dziejów spowodowała, że znalazłam się na wymianie studenckiej za Atlantykiem. Tam poznałam 2 najprawdziwszych Azjatów, takich z ciemnymi, błyszczącymi włosami, ciemnymi oczami o nietypowym dla mnie kształcie i nieco (może jednak sporo?) niższych ode mnie. Właśnie tych 2 chłopaków uformowało w mojej mazowieckiej świadomości i podświadomości wszystkie przekonania dotyczące Azjatów czyli: z poczuciem humoru, inteligentni, interesujący, pomocni, bezinteresowni (uważam, że wszyscy są w pewien sposób interesowni, tylko interesowność nie musi być wyrażona w pieniądzu ani w dobrach materialnych), zrównoważeni, spokojni i szanujący płeć piękną pod każdym względem. W tym samym czasie, również Niemcy dostali swoje okienko czasowe na zmianę stereotypów, niestety w większości je potwierdzili. Azjaci mogli po raz pierwszy dokonać zapisów na moim dysku, zrobili to zostawiając wyidealizowany obraz, który trudno będzie zmienić, choć z całą pewnością jest to możliwe. Wracając do Azjatów jeden z nich był Chińczykiem a drugi Japończykiem, Chińczyk był bardziej szorstki i męski w moim mazowieckim odczuciu. Myślę, że koleżeński kontakt z nimi był możliwy również dzięki ich wychowaniu w znacznym stopniu w kulturze zachodniej. Może paść podejrzenie, że byłam rodzajem rasowego trofeum z żywiołu żeńskiego, nie wydaje mi się, nigdy nie dali mi tego odczuć, dla mnie byli fajnymi kumplami z okresu studiów i ciągle są we wspomnieniach choć nie wiem co porabiają teraz.
cdn i jeszcze długo bo utknęłam w jakimś 1995 XD, moje doświadczenia chwilowo na bok
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pismo i język. Nie dogadają się ze sobą w swoich rodzimych językach, bo te mają ze sobą niewiele wspólnego. Koreański jest językiem izolowanym, niepodobnym do żadnego innego. Chiński ze swoimi tonami, mnóstwem homonimów ma swoją specyfikę. Japoński to zestaw prostych, powtarzalnych sylab, niewystarczający do wypowiadania się w moim języku, nie da się wyartykułować głoski "l" i wielu innych niezbędnych dźwięków. O wietnamskim nic nie wiem, chociaż najczęściej słyszę właśnie ten język, zamawiając dania na wynos po sąsiedzku. Zapis chiński to tysiące znaków, z których podobno wystarczy opanować ze 2500 aby jako tako czytać. Japoński to 2 sylabariusze, znaki - kanji o chińskim rodowodzie, zapis nazwisk dźwiękami podstawowych kanji, wszystko to dobrze wstrząśnięte i zmieszane w jednym zdaniu, czasem nawet z domieszką alfabetu łacińskiego. Jedynie Wietnamczycy zaakceptowali zapis swojej mowy alfabetem łacińskim, dodali do niego mnóstwo znaków diakrytycznych. Myślę, że Japończyk będzie w stanie zrozumieć coś z tekstu chińskiego, mimo, że używa znacznie mniejszej ilości znaków, odwrotnie to raczej niemożliwe. Chińczyk wyłowi kilka pojedynczych znaczeń zatopionych w hiraganie i katakanie. Koreańczycy dostali od swojego mądrego króla w XVw prosty sylabariusz, dość długo nie chcieli go używać, jednak obecnie korzystają z dobrodziejstwa jakim jest Hangul. Szczęściarze, nie muszą wklepywać w klawiatury alfabetu łacińskiego do porozumiewania się tekstowego przez urządzenia cyfrowe. Nie wiem jak Japończycy i Chińczycy radzą sobie z pewnym rozdwojeniem jaźni, w tej chwili muszą opanować romanizację zapisu swoich języków, na klawiaturze QWERTY kodują dźwięki swoich słów (to najprostsza metoda), które na ekranie pokazują się im w tradycyjnej, znanej im formie, to bardzo, bardzo dziwne. chociaż jeszcze dziwniejsza byłaby klawiatura chińska, z powiedzmy ograniczoną ilością znaków np. do piętnastu tysięcy. Jednak oni są do tego stworzeni, mają umysły wyćwiczone do zapamiętywania tysięcy laseczek i zakrętasów, dodanie do tego miszmaszu jeszcze kilku elementów w postaci minimalistycznego alfabetu łacińskiego pewnie nie obciąża ich zbytnio. (Swoją drogą muszę się poświęcić wyrażeniu pisemnie, zachwytu dla alfabetu łacińskiego) Wychwytuję, słyszę jedną wspólną cechę języków Azjatów, są bardziej ukierunkowane na wymawianie sylab a nie pełnych słów, reszta to same różnice.
06.11.21
jakież długie, o ciuchach, urodzie i zwyczajach napiszę w innych wpisach, tu dokończę tylko moją przygodę z Azją od 1995 do 2021, jest na etapie uczęszczania na lekcje japońskiego, który fascynuje mnie, zadziwia i bawi, może wystarczy tu już skończę, a może:
cdn
bo pominęłabym Koreę
Przejdźmy za jednym zamachem do jakiegoś 2018, pominiemy szczegóły rozmowy z interesującą personą - Chińczykiem o imieniu Rafael, spotkanym na Targach Poznańskich, niniejszym Rafaela pozdrawiam, wymienię jeszcze przesympatyczną Chinkę, która widząc z daleka jak rozsypują mi się zebrane katalogi, pomogła mi wszystko poskładać i podarowała tekstylną torbę (samą bez ulotek reklamowych), opuszczę wiele innych zdarzeń, książek, filmów, przelotnych kontaktów, wystaw i azjatyckich dóbr materialnych w kolekcji moich fantów.
Mamy rok 2018, podkreślam, że warto interesować się czym zajmują się młodsze pokolenia bo może to być odkrywcze i poszerzające horyzonty jak również całkiem przyjemne. W 2018 byli jeszcze gimnazjaliści, fantastyczna, energiczna, zuchwała, wyodrębniona grupa (bardzo za nimi tęsknię). Gimnazjaliści a w zasadzie gimnazjalistki zainteresowały się w pewnym momencie tajemniczym azjatyckim zjawiskiem o nazwie K-pop, którego istotą są dźwięki, perfekcyjny ruch i barwny obraz. Dźwięki rozchodzą się w powietrzu domostw, naturalnie dotarły do moich uszu i część (nie wszystkie) bardzo mi się spodobała. Mam swojego "ultimate bias" i jest nim Zico. Specjalnie nie tłumaczę niczego, trzeba sobie dojść do sedna samemu. Wymienię trzy litery BTS, jeśli do kogoś nie dotarła jeszcze sława tych 7 chłopaków, to znaczy, co to może znaczyć, że udaje mu się izolować od światowych=azjatyckich? trendów. Któregoś dnia postanowiłam nauczyć się rozróżniać 7 panów z BTS, początkowo byli dla mnie klonami tej samej osoby czyli zmultiplikowanymi, młodymi, szczupłymi Azjatami o nieco żeńskim charakterze twarzy. To nie było proste, bo moim zadaniem było zacząć od Sugi (M. Suga). Nauczyłam się wskazywać jego twarz w całej 7. Następnie stwierdziłam, że jest jedno wyjątkowo wyraziste oblicze i jakim cudem zlewało mi się z innymi, to przecież ciągle RM. Chwila a ten tutaj też b. charakterystyczny to J-Hope, nikt inny tylko on. Przecież jeszcze jednego nie można pomylić z nikim innym to Jimin. Jest jeszcze ktoś zupełnie wyjątkowy, o regularnych, harmonijnych rysach jak to możliwe, że tego nie widziałam to V. Na koniec zostało 2 panów, bliźniaków Jin i JK, jednakowo przystojnych i szczupłych z twarzami jak z powielacza, ten stan utrzymywał się ze 3 miesiące. Teraz nie ma takiej możliwości abym pomyliła Jina z JKejem, są to zupełnie różni ludzie. Moment, w którym nauczyłam się rozróżniać początkowo identyczne dla mnie twarze 7 rodowitych Koreańczyków chyba był również tym, w którym uświadomiłam sobie złożoność Azji.
Pisząc wszystko powyżej doszłam do wniosku, że Azja przyjęła ciosy zadane przez Zachód w XXw i wcześniej, dokładnie tak jak to dzieje się we wschodnich sztukach walki, energia tych ciosów dostała przeciwny zwrot i została skierowana w nas. Jak do tej pory to co do mnie dociera to całkiem dobra energia, niepotrzebną, szkodliwą mogę sobie po azjatycku odbić.
Pisanie i czytanie to znakomite wynalazki i "urodził się" nowy temat.
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
jeżeli nastąpi CD to w innych wpisach
06.11.2021
Ultimate Bias Zico z Block B podobno w Wietnamie, 2012r w tym samym światu objawił się Psy (Saj) z Gangam Style
W planach:
- uroda i legendarny bardzo niski wzrost, tak można między bajki włożyć,
- tradycyjne stroje,
- paskudne, utrudniające życie zwyczaje nie do przyjęcia i rewelacyjne do przejęcia,
- jakie historyczne udręki musiała znosić Korea i Wietnam,
- ekscentryczne pismo ekscentrycznych Japończyków,
- czy za 100lat będzie można jeszcze spotkać Azjatę, nadciągająca katastrofa demograficzna, właściwie to nie mamy się czym przejmować bo i tak nie będzie miał się kto z kim spotykać,
tyle tytułem planów
i dalsze plany:
Impakt kultur, Genshin, znowu jakiś mnich w tle?
Czy trzeba mieć swoich mnichów, dziwaków mieszkających w beczkach, odmieńców świdrujących wzrokiem ściany, ilu takich mnichów funkcjonuje w świadomości Azjatów, a ilu jest po drugiej stronie Uralu? Grząski temat religijny.
Kult jednostki, przywódcy i wracamy do "Księcia", jakie ubarwienie godowe prezentują ogółowi.
ALW
!!! dlaczego o tym zapomniałam !? bo traktuję ich jak swoich - Mazowszan? Vis a vis moich okien mieszka rodzina rodem z Wietnamu, piękne czarnowłose dziewczyny, panowie nie są równie zachwycający ale w porządku.
Dlaczego identyfikuję się od pewnego czasu z Mazowszem, do zastanowienia i jak to jest z tymi regionami w Polsce, duchem miejsca i innymi dziwnymi zjawiskami.