• KINO zamiast kwietniowych spacerów

    Pogoda kwietniowa, w br zazwyczaj nie spełnia minimalnych oczekiwanych standardów, chociaż było kilka dni do zdjęć jak to obok z buchającym kwieciem i błękitnym niebem. Ciepłe, bezwietrzne i suche miejsca do relaksu to kina, ze spacerami trzeba poczekać. Z bloga robi mi się tablica do wieszania recenzji filmowych widać jest taka potrzeba. 2 ostatnio obejrzane filmy skłaniają mnie do refleksji czy świat, społeczeństwo potrzebuje normalnych, zdrowych ludzi z przeciętnymi potrzebami czy preferuje jednak stwory nieco wynaturzone i stwarza idealne wprost warunki do rozwoju takowych. Obejrzałam Perfect Days i Diunę. Pierwszy film imituje znakomicie kinematografię made in Japan, czyli jest niemiłosiernie nudny, niemalże bez akcji, wiem coś o tym bo obejrzałam już z 5 japońskich wysoko ocenianych, współczesnych filmów. I co z tego, że nudny moja codzienność jest tak pasjonująca, że nie mam już czasu aby wpisać cokolwiek na blogu od wielu tygodni. Do kina na Perfect Days poszłam z premedytacją, tak chciałam się ponudzić, nie narażać na dziką akcję, chciałam powpatrywać się z bohaterem w światło przenikające przez korony drzew, popatrzeć jak porządnie czyści czyste kible. Na marginesie bardzo doceniam czynności w spektrum sprzątania: szorowanie, wycieranie, zamiatanie, układanie to są czynności satysfakcjonujące mimo, że to typowe syzyfowe prace. Wracając do naszego japońskiego bohatera to ewidentnie jest to człowiek z głęboką traumą z przeszłości, czy pozbierany i szczęśliwy mam olbrzymie wątpliwości, to zależy. Uśmiech ma miły, żyje w spokojnych codziennych rytuałach, prawie bez zakłóceń z tymi samymi przelotnymi znajomościami. Czy mogłabym z nim posiedzieć w parku, pewnie tak, te czyste a zwłaszcza tokijskie toalety też mogłabym posprzątać w jego towarzystwie, na jednej zmianie. Pewnie nie chciałby ze mną pogadać bo odzywa się niezwykle rzadko, na dłuższą wypowiedź może liczyć tylko najbliższa rodzina. Żyje ze swoimi antykwarycznymi książkami i sadzonkami drzewek, nic do nie go nie mam. Do całej bandy bohaterów Diuny czuję niechęć, do części odrazę, cóż to za podłe kanalie. Z nimi to nawet kibla nie chciałbym razem czyścić, pewnie by mnie chcieli w nim z miejsca utopić, choć może najpierw zaproponowaliby jakieś dodatkowe wyrafinowane poniżenie. Ludzie zachwycają się tym filmem, jednak nie zwracają uwagi, że przez 2,5h w ich podświadomość ładowane są przesłania, żadnych szczerych przyjaciół, żadnej bezinteresownej miłości, tylko władza i walka o dominację, mordowanie w ilościach hurtowych. Ekran zawłaszcza obrzydliwy maminsynek Paul Atryda, gdzieś w tle towarzyszy mu neurotyczna mamuśka, oboje piją jakieś niebieskie świństwa z agresywnych, miotających się robali, do tego piach, tumany unoszącego się piachu i dziki huk. Ta dwójka to niezwykle pozytywni bohaterowie na tle innych jeszcze bardziej nienachlanych agresją i dominacją. Po Diunie poczułam frustrację tak głęboką, że muszę iść jeszcze raz na Perfect Days do tego szczęśliwego-nieszczęśliwego Japończyka aby trochę odetchnąć.

    W.


Wilajezi