• Letnie rozrywki jak do 2019

    Po niespodziewanych atrakcjach jakie serwowane były przez ok. 1200dni, wróciliśmy do stylu życia znanego do 2019r. Teraz znów interesują nas premiery kinowe, produkcje idą pełną parą, wszędzie kuszące zwiastuny, za chwilę albo już stosowne gadżety. Przy okazji modny gadżet - atrybut w latach wiosna 2020 - wiosna 2023 też by się znalazł, kiedyś wrócę do tego tematu, ale nie dziś.

    Z uwagi na to, iż docierają do mnie kampanie reklamowe towarzyszące produkcjom filmowym dla globalnego ludu
    i wzbudzają to co należy: ciekawość, postanowiłam udać się do kin
    i obejrzeć trzy filmy w dowolnej kolejności, jeden to podróż
    sentymentalna do lat 80, dzieciństwa w towarzystwie wiekowego Harrisona Forda. Od 1981 mnie również przybyło trochę lat, jakby nie liczyć to tyle samo co jemu i sporo, jednak gwarantuję mam nie więcej niż 30. Drugi to oczywista oczywistość film o przygodach lalki w różowych ubrankach z cudną australijską aktorką. A trzeci; wybuchowy jak bomba z irlandzkim aktorem o ciekawej osobowości i urodzie.

    Jest mi wszystko jedno jaka będzie kolejność oglądania. Wczoraj w moim ulubionym towarzystwie konsumowałam zbyt duże
    lody ze zbyt wielką porcją bitej śmietany, po wstydliwych pląsach
    na plenerowej potańcówce (?), padła propozycja "może pójdziemy do kina", jasne sprawdzimy co mają za godzinę, wszak pochłanianie lodów powinno trwać dłużej niż kilka minut. Był tylko jeden film o odpowiedniej porze ten z uroczą Australijką.

    Pierwszy

    Warunki do oglądania prawie wzorowe, wygodny fotel
    w rzędzie sąsiadującym z poprzeczną alejką, można prawie leżeć i spać. Film okazał się być niestrawny jak koktajl zmiksowany z truskawek, kaszanki, gotowanych ziemniaków, z garścią pietruchy i cukru trzcinowego, ze szczyptą zmielonego jałowca do smaku w porządnej porcji sake i adwokata**. Tego się nie da oglądać, jakim cudem wytrwałam przed ekranem do samego końca, jest to wyłącznie zasługa uroczej Australijki prezentującej rodzaj magnetycznej kobiecości, jeden z wielu jakimi mogą emanować kobiety. Ten typ to powiedzmy "standardowa kobiecość" mój ulubiony jest inny ale ten też może być. Sam film jest zlepkiem
    szkodliwych idei pchanych ludziom do głów, tandetną bo nie prowokacyjną próbą ośmieszania, dyskredytowania męskich cech i męskości. Jedyny śmieszny moment o charakterze dobrego standupu to ten, w którym nasza czarująca bohaterka odziana w fuksjowe spodnium z cekinowymi gwiazdkami na pupie staje przed grupą oniemiałych z zachwytu budowlańców i mówi: ja nie mam waginy, nie mam genitaliów. Zaraz, zaraz czy to jest tylko śmieszne, a co z modnymi ostatnio okaleczającymi operacjami w celu
    radykalnej zmiany płci i wycinaniem genitaliów nawet dzieciom (!!!)
    po szpitalach*, może mamy oswoić się z opcją bycia wytrzebionym bo ludzi można będzie produkować w bardziej higieniczny i bezstykowy sposób z możliwością zapanowania nad efektem i produktem końcowym, XD. Tak, jestem podejrzliwą Mazowszanką. Sam pomysł był znakomity, idea, że lalka z powodu natrętnych myśli i zmian swojego zachowania szuka osoby, która się nią bawi bo to zapewne wyjaśni dziwne zmiany, rewelacja. Można było to rozbudować o pyszną akcję, wychodzenia z lalkowego świata
    do prawdziwych ludzi, poznanie tej osoby po rzeczywistej stronie,
    dotarcie co takiego dzieje się w jej życiu, jak jej pomóc albo
    zaszkodzić w zależności od rodzaju gatunku filmowego. A Ken, bidny
    zakochany Ken, jego wątek mógłby dorównywać napisanemu dla pana Darcy'ego (który miga przez moment na ekranie) czy Rhetta, który niezmordowanie zdobywał Scarlett aż do wypalenia własnego uczucia i rozniecenia uczucia w niej. Mogło być pięknie, mogła wygrać miłość, mogło być depresyjnie w odrzuceniu albo z nadzieją a było żałośnie, plastikowo, emocje były nie takie jak na grzybobraniu, wiem co mówię, jak się dostrzeże w lesie prawdziwego prawdziwka to człowieka emocje rozsadzają. W relacjach, kobiecości z męskością, które z natury wirują jak yin-yang, uzupełniają się, nie można wyrwać pewnej części bo zniknie dynamiczna harmonia. W filmie pojawia się jasne przesłanie: kobieto jesteś wspaniała nie potrzebujesz mężczyzny zwłaszcza jeśli jest w tobie zakochany, (na marginesie, niezwykle podejrzany stan***). Jesteś samowystarczalna, nie potrzebujesz bratniej duszy, partnera, macho albo chłopca do bicia itp i itd, kogoś do pary, jak również ty możesz wreszcie wyzwolić się z udręki bycia dla kogoś tym samym - człowiekiem do pary, to takie biologiczne i archaiczne. Chłopie spadaj, jesteś do niczego. Takie przesłania to ja mam gdzieś i mogę nawet założyć zielone spodnie z wyhaftowanymi truskawkami na tyłku aby to zamanifestować.

    Paskudny, różowy film.

    Istnieje oczywiście możliwość alternatywnej interpretacji... obejrzałam głęboką satyrę na ideologię gender... Ale, ja nie chcę, proszę nie, nie chcę za stówkę (2xbilet, suchy prowiant & napój) nudzić się w kinie na propagandowym produkcyjniaku i pocieszać się, że na ekranie jest zgrabna babka z wzorcowym uśmiechem, w pretensjonalnej jednak świetnie skrojonej odzieży. A jest jeszcze Kate McKinnon, którą kocham, ta dziwna. Tak, zdecydowanie, trzeba było przyjść ze scenariuszem do mnie, może nie byłoby takiego kolosalnego
    zysku jednak film byłby znacznie ciekawszy i byłoby więcej Kate.

    Jeszcze 2 do obejrzenia.

    Drugi

    Obecnego tytułu nie pamiętam dla mnie to "Poszukiwacze zaginionej arki 40 lat później", polska premiera była w 1983. Cóż jednak nie mam nastu lat i nie mogę czegoś takiego oglądać z wypiekami na twarzy. Wszystko zgrzytało, obtłukiwało się, łamało, szorowało po szorstkich powierzchniach, hałas niemiłosierny, fabuła jak światło stroboskopowe, męcząca. Prawie traciłam nadzieję na jakąkolwiek rozrywkę. Jednak w pewnym momencie do akcji wkroczyła wystrzałowa Helena z szeregiem przydatnych umiejętności jak wprawa w odczytywaniu starożytnych kodów i powalająco silny cios, do tego w znakomitych ciuchach. Od trzech tygodni planuję zakup satynowej bluzki podobnej do tej, którą nasza bohaterka mocno nadwyrężyła na planie, a film widziałam wczoraj, dzwony w deseń z ostatnich ujęć; marzenie. Za taką wersją kobiecości; wytrawną najwyżej półsłodką przepadam, cała seria Indiany Jones'a kojarzy mi się z fajnymi, energicznymi babkami i przyjacielską lojalnością. Dzieciak towarzysz Heleny też się udał, kwintesencja dobrego przyjaciela i ten talent do przyswajania w mig wszystkiego, a zwłaszcza umiejętności spoza zakresu doskonalonych
    w publicznych placówkach edukacyjnych, jak np. uruchamianie różnych silników. Od połowy, może jednej trzeciej filmu wraz z dołączeniem nowych bohaterów dźwięki i obrazy stawały się coraz przyjemniejsze dla moich zmysłów a fotel wygodniejszy. Wolałabym wątek Heleny i jej towarzysza na początku i powiązanie go z Indim niż niemiłosierne tłuczenie scen - powtórzeń z edycji z lat osiemdziesiątych przez wiele zbędnych minut. W końcu zaczął się pasjonujący film przygodowy-retro ale ileż trzeba było czekać na ten moment. Końcowe sceny jak udane, mocne akordy. Cóż film należałoby przemontować i skrócić, wiele minut to zbędny balast. Hollywood jednak powinno zatrudnić mnie na konsultanta.
    Nasz gwiazdor 80+ znakomity jak Mick Jagger, który pytany bardzo, bardzo dawno temu czy może sobie wyobrazić siebie na scenie w wieku lat 60, odpowiedział prosto i z pełnym przekonaniem, że tak, oczywiście. Tyle, że wiek 60 lat osiągnął już 20 lat temu a jego estradowe występy są nadal pełne szalonej energii; jak zawsze. Jako podejrzliwa Mazowszanka znam teorie tzw. spiskowe wyjaśniające znakomitą kondycję fizyczną i psychiczną niektórych staruszków. Jednak ja mam swoją teorię i ta mi odpowiada, można wieść aktywne/spokojne i pełne pasji/umiaru życie i być sobą w każdym wieku.

    Bohaterowie fajni ale nie do końca wykorzystani to: agentka (świetne ciuchy, lata siedemdziesiąte), Archimedes - miło, że był i nurek przystojniak, mógłby trochę dłużej pobyć na ekranie bo lubię ładne rzeczy.

    W podsumowaniu, tak warto było. Czy udało się uzyskać taki efekt jak 40 lat temu, rozgrzać moje zmysły i emocje do czerwoności, momentami tak, w 50% a nawet 75% co uważam za sukces. Bo czy można w sobie wykrzesać takie emocje jak wtedy gdy było się rozentuzjazmowanym dzieckiem, może lepiej nie a może można
    a nawet warto, Pojawia się pytanie o ciągłość jakiegoś ja z którym sobie przez lata bytujemy. Na to pytanie nie będę odpowiadać****, nie ma mowy, dom zapuszczony, trzeba sprzątać - tak jakiś następny kawałek będzie o sprzątaniu.

    Został czeci.

    Temat; tak, epoka-tajemnicze lata czterdzieste; tak,
    główny bohater, tak, tak, tak, odzież z lat czterdziestych; o tak,
    zwłaszcza kapelusze, zdecydowanie do noszenia teraz i lansowania się na mieście.

    Był już i trzeci, mocny, wielowątkowy, kilku fascynujących bohaterów, nie tylko tytułowy, kobiecość w wersji niejednoznacznej, również straumatyzowanej, toksycznej i autodestrukcyjnej. Akcja Oppenheimera rozgrywa się nie tylko w latach czterdziestych, odzież jednak nie przykuwa uwagi, być może dlatego, że na planie króluje głównie męska, szarobura a może dlatego, że film jest pasjonujący i nie trzeba zajmować się sprawami wtórnymi w trakcie seansu aby się nie zanudzić. Czy dołączam ten film do mojego prywatnego zbioru kultowych: nie. Te które znalazły się w tym zbiorze mają jedną wspólną cechę, ten jej mimo wszystko nie ma. Nie ma w nim jednoznacznego tryumfu nad czymkolwiek z czym warto wygrać, wygranej ze słabością, chaosem, podłością, nędzą, zmagań zakończonych radosnym sukcesem, jest wszystko inne a dzieło zostaje uwieńczone rozpaczą twórcy, smutne a ja przepadam za hepiendami. Którym bohaterom przydzielę zapewne nieco mojego zainteresowania, wcale nie małostkowej, narcystycznej (ostatnio modne określenie, to używam) kanalii kreowanej przez Roberta Downeya J, choć czyni to znakomicie. Zainteresował mnie generał, w tej roli Matt Damon, nie sądziłam, że ten aktor jest w stanie wytworzyć tyle męskiej, szorstko-miękkiej energii, wraz z pojawieniem się generała akcja nabiera mocy. Kto potrafił mnie zmrozić w fotelu w czymś w rodzaju strachu i fascynacji, Kitty i Emilly Blunt w wątku związku i rodziny, mam przesłanki do odczucia jakie środowisko udało się stworzyć jemu i jej dla własnych dzieci. Scena gdy Oppenheimer oddaje syna na pewien czas znajomym bo sami mimo rozlicznych talentów nie są w stanie podołać roli niemalże wyłącznie biologicznej i instynktownej czyli ojca i matki, zainteresowała mnie najbardziej. Zazwyczaj sprawdzam kwestie rodzinne gdy przed oczami mam rozciągniętą w czasie czyjąś biografię. Ten film wydobył na światło dzienne coś co nazwałabym historią dzieci z Los Alamos. Przyrost naturalny w tym wytworzonym naprędce***** miasteczku był obłędny, mnożyli się tam jak króliki. Co stało się z tymi dziećmi, czy któreś z nich podjęło decyzję o zakończeniu czasowego pobytu na tym łez padole jak córka głównego bohatera (tego wątku w filmie nie ma), to może być
    szokujące choć może nie musi. Geniuszom trudno wychować dzieci, nie mają na to czasu. Jakie jest ryzyko w przypadku bycia dzieckiem naukowca i kogoś spoza tej branży czy pary naukowców (nasza noblistka była jednak obłędna pod każdym względem jej dwie córki miały fantastyczną matkę choć tę rolę podobno wypełniała w dużym stopniu listownie). Znaczne ale czy podobne ryzyko występuje często w przypadku zajmowania stanowiska wnuka wielkiego, wielkiego gwiazdora, pojawia się jakiś niszczący, miażdżący mechanizm, który takiego człowieka ściera na pył około trzydziestki.

    Film gorzki, bez łyżeczki cukru a ja tak lubię cukier zwłaszcza w połączeniu z tłuszczem i mąką, jestem sacharynistką. Temat, który rozwinę, bo to co ostatnio do mnie dotarło ze świata do tego skłania, to prawdziwie męskie zajęcia - czy głównym zadaniem Y (przy okazji Twitter zmienił nazwę na X) jest prawdziwie wielkoskalowa destrukcja, której plan jest wprowadzany z wielkim zaangażowaniem w życie (którego ma nie być) z emocjami i empatią jakie może mieć psychopata, czyli żadnymi? Planuję ciągnąć modny temat płci, skupiając się tym razem na 2 a zwłaszcza jednej z ilu to wyodrębnionych ostatnio, pomogła mi strona monitorująca postęp XD, tak 56!

    Ach, byłabym zapomniała film czeci był o bombie, atomowej bombie.

    Co nieco już o tym fancie w kolekcji posiadanych przez ludzkość pisałam, może będzie coś jeszcze w ramach zajmowania się użytecznymi wynalazkami i brakami w tym zakresie.



    ALW


    *medycyna... temat rzeka, innym razem.

    **receptura wzbudziła zainteresowanie, jak to może smakować... na szczęście nie mam wszystkich składników, nie sprawdzę.

    ***stan zakochania, człowiek do pary, mam jakieś teksty w szufladach mojego komputera i wątpliwości po co to wywlekać na światło dzienne, nawet jeśli jest to miejsce tak odludne jak mój blog.

    ****jak poczytam o wynikach wieloletnich badań nad rozwojem człowieka, to coś napiszę. Z tymi badaniami jest tak, że inni ludzie je zaczynają a inni kończą. Badacz też się zmienia. Wracając do znamienitego rockendrolowca, co prawda nie znam człowieka, to
    z grubsza można sądzić, że cechuje go pewna powtarzalność. Szalał,
    wierzgał i darł się na scenie w 1961 i w 2023 robi to nadal. Utwór
    "Sympathy for the Devil" ozdabia warstwę dźwiękową filmu nr 2. Muszę zainteresować się tekstem wszak współczucie dla diabła jest czymś wyjątkowym. Niektóre teksty piosenek rozszarpują duszę inne pozwalają się pozbierać, jest kilka o których kiedyś napiszę. Co mnie tak ruszyło do pisania, może ta pogoda, tak szaro i ponuro, od razu lepiej się pisze.

    *****razem?!!! naprędce

    Jedyne co mogę z siebie wydusić to WOW (okrzyk, którego w zasadzie nie lubię) L E G E N D A

    Filmu z linka już nie ma, trzeba sobie odszukać The Rolling Stones na scenie AD 2022 np. i podziwiać moc ciał i umysłów 80+.

    Właśnie odkryłam znaczenie tekstu piosenki - I'd like to move like Jagger! Któż by nie chciał !!!

    W teledysku jest fragment wywiadu przeprowadzanego
    w lekceważącym tonie z MJ w wersji 20+, czysta szczerość,
    dziennikarz.... mmmm, po latach jego pytania okazały się
    żenująco-rewelacyjne, pewnie w necie jest gdzieś cała rozmowa, która z czasem nabrała innego znaczenia.


    Może to najlepszy wywiad jaki przeprowadzono z MJ, gratulacje dla Pana dziennikarza.

Wilajezi